i myśli, sytuacje, gesty, których być nie powinno. Po cholerę to sobie piszę? (choć właściwie powinnam zapytać po cholerę to sobie robię.)
...chyba żeby nie zapomnieć. Jak przez chwilę było mi dobrze. I jak za chwilę to wszytko mnie sponiewiera.
Budzę się w nie-swoim-łóżku i pierwszy raz od dawna nie czuję się chora. Nie czuję się przerażona. Nic, tak zupełnie nic mnie nie boli.... Budzę się obok kogoś i za każdym razem nie mogę się nadziwić, jak można mieć tak ciepłe dłonie. Ciągle...
Zasypiam uspokajając się czymiś oddechem, głosem, smakiem i zapachem skóry, ciągle jeszcze zaskoczona, że jakimś cudem do tego doszło. Wszystko na odwrót. Wszystko nie tak... A jednak wcale mi to nie przeszkadza. Zasypiam, mimo że nie powinno mnie tam być. Zawsze pod ścianą. "- już się tak przyzwyczaiłam..."
....i sama nie wierzę, że powiedziałam to głośno. Jak odgłos tłuczonego szkła. Łamanych kości...
....bo znaczy to tylko jedno: powoli się odwrócić. Cicho wyjść i nie odwracać się za siebie, pomimo, że tak kurewsko tego nie chcę...
Niestety, nie mogę pozwolić sobie zapomnieć, że jedyne przyzwyczajenie do jakiego mam prawo to deliryczne zimno w pustym łóżku o czwartej nad ranem.