THOUSANDS OF FREE BLOGGER TEMPLATES

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

CIĄG (dalszy)



proszę usiąść wygodnie i wyłączyć ten kanał, radio miłość zamknięte
- co za banał.


...I to by było na tyle opowieści o wakacyjnej ucieczce w te zupełnie rodzaje emocji (ojezuskuprzenajświętrzy, jaki ja mam problem z nazywaniem pewnych rzeczy po imieniu...)

Tak, tak – odnajduję się całkiem skutecznie (miało boleć dużo bardziej?..) .
Dziś wracam do siebie. Nic to, że tak naprawdę trochę bardziej wracam, niż do siebie, ale za to z kolejną porcją gówno wartych Planów i Postanowień. Od jutra emocjonalny detoks. Proszę przetoczyć mi 50 litrów czystej krwi. Najlepiej innej grupy. Innego koloru. Innego smaku i konsystencji. Proszę przeszczepić mi mózg. Na jakieś chromowane, nieporysowane i nieprzegrzane cudo. Czterordzeniowe. Z dodatkową pamięcią. I monitorem 25,5’’. Z silnikem prosto z tej przeklętej VT 750. Tylko, na miłość boską – bez tych pierdolonych frędzli na manetkach!!!!!!!!

Uff... Ciężkie było to powracanie do samej siebie (tym razem nie o miejscu, tym razem o tym, co siedzi mi pod skórą i krąży w żyłach). Nie wiem nawet, czy tak w 100% mi się to udało... Czy przypadkiem części siebie nie jednak zostawiłam gdzieś tam....[sic!]

Mimo to, nadal nie udało mi się złamać samej siebie. Pozostanę znowu- troszkę-bardziej- sama- niż-zwykle...

Bo to, co ty nazwiesz zagubieniem, ja nazywam wolnością. I póki mam jeszcze w sobie ten cholerny ogień, który nie pozwala ustać w jednym miejscu i trzymać się jednej myśli...

No cóż....
Połamane kości będą zrastać się równie szybko, jak złamane serca.


Post (Mortem) Scriptum.

Właśnie mi się przypomniało, jak chwilę temu, z całą lodowatą ironią, lizałam policzek tego skurwiela (Suka. Normalna Suka, no...)...

.... Jak o tym myślę, chce mi się rzygać...

czwartek, 6 sierpnia 2009

Ostatnia audycja radia miłość.

Znowu historia zatoczyła pętlę. Nic to, że pętla niespodziewanie zacisnęła mi się na szyi, a rozchwiany stołek nagle uciekł spod stóp.

Jeszcze kilka z dziewięciu żyć pozostało do mojej dyspozycji. I JAAZDAAAAAAAAA. I po bandzie. Bo ja, skarbie, zawsze spadam na cztery łapy, wiesz o tym, prawda?...

„Nic się nie zmieniłaś, wiesz? Tylko teraz już bym się nie bał ciebie dotknąć...Ja pierdolę, miałaś wtedy siedemnaście lat...”

Jesteś aż tak pewien, że TERAZ byś się nie bał?... Nawet, jeśli krwawe plamy zostaną ci na dłoniach?... Nawet, gdy kropelki kwasu zaczną drążyć twoje usta?... Popatrz na mnie jeszcze raz... JESTEŚ PEWIEN, ŻE SIĘ NIE BOISZ, WREDNY SUKINSYNU?!

Stań pięć kroków dalej. Nie podchodź. Ja cały czas jestem tą samą trującą truskawką. Wszystko wygląda pięknie i słodko. Pachnie sterylnie i podnieca radioaktywnie. A w środku tradycyjnie- arszenik, żyletki, lewe prochy i wyrzygany alkohol.

Czyli kolejny raz udowodniłam sobie i światu prawdę, którą tak bardzo chciałam ukryć. Ostatnio nawet bardzo skutecznie. Ojj, jak dobrze mi się ukrywało. Dobrze się uciekało do Kogoś. Było ciepło, miękko i spokojnie.

Szkoda, że nie można uciekać cały czas. I szkoda, że zawsze wraca się do punktu wyjścia.

Pętla wisi w tym samym miejscu, co zwykle. Pętla czeka. A mam wszystko przed oczami. Tak blisko...

...lubię...

...I nie, nie jest mi źle. Wręcz przeciwnie nawet. Nigdy nie było lepiej.


Tylko jak się w tym stanie, do cholery, odnaleźć?......