THOUSANDS OF FREE BLOGGER TEMPLATES

niedziela, 20 września 2009

'Lato umiera szybko'

…znacznie szybciej, niż te wszystkie małe rzeczy, o które trzeba dbać. Te, które umierają najszybciej…

Tak więc, znowu zaczynam marznąć nocą. Coraz częściej łapię ostatnie ciepłe smużki słońca, które wyciekają mi poprzez zdrętwiałe palce.
I znowu na coś czekam… Banał użerania z akcją „przeprowadzka” przeplata się z moją ukochaną mantrą „Zacząć Wszystko od Nowa”…
I zacznę… w gołych jak święty turecki czterech ścianach, ale za to z nową towarzyszką życia. Małą, popielatą i długowłosą. Oby nam się razem dobrze żyło…

Oczywiście jakbym miała mało na głowie, musiałam dołożyć sobie jeszcze więcej (choć zdążyłam go już zastrzelić – jak każdy problem TEGO typu). Wybacz chłopcze, ale ja tak nie umiem. Na litość bogów, nawet nie chcę umieć! Pozwoliłeś mi się wyleczyć z czegośtam ( udawajmy dalej, że to nie placebo), ale nie pozwolę, żebyś próbował wpędzić mnie w cośtam kolejnego.
I bardzo śmieszą mnie te próby. I śmieszą mnie takie istoty, które…. Wybacz, ale daleko ci jeszcze do mężczyzny. A z racji twojego wieku,w tym życiu nie zdążysz być ‘bliżej’
Zacząłeś irytować. Nagle mój czas zaczął mieć zupełnie nową – przeliczalną i odczuwalną wartość, na którą za cholerę cię nie stać.
I dość już mam próbowania wmówienia mi, że to ja mam złe wzorce i dewiacyjne upodobania…
To byłoby na tyle. Jesteśmy dla siebie poza zasięgiem, jesteśmy disconnected as fuck.

…. a jednak nie mogę się oprzeć pokusie, żeby zedrzeć ci ten śliczny uśmieszek z pyszczka…. Co więcej, nie mam zamiaru się tej pokusie opierać…
Więc jeszcze tą chwilę poczekam i…..


……..a wszystko po to, żeby JESZCZE dobitniej uświadomić ci, chłopcze, że nie, nie nawrócisz mnie do życia.

wtorek, 8 września 2009

Człowiek-pies // człowiek-mucha

Dobra.

Kurwa wasza pierdolona mać. Dobra.

Z racji chwili. Chwili pomiędzy histerycznymi brakami w dostawie powietrza do płuc. I z racji przezwyciężenia nieodpartej pokusy zdrapania sobie skóry z twarzy. Oraz wyrzygania tych żyletek, co mi się, niechcący połknęło.


Z racji tej chwili wolnego czasu pozwalam sobie na obiektywne spojzenie na moją obecną sytuację....

P. wyprowadziła się parę tygodni temu. Jak nietrudno się domyślić - nie podołałam.
Nie podołałam temu, że zostaję SAMA.
I nic mnie nie obchodzi, że mówiąc tak krzywdzę i Pana Wypierdalaj i tą czarną glizdę bez której już by mnie tu nie było i całą masę osób na które zawsze mogę liczyć.
Nie o to jednak chodzi. Poprawka. Ja nie zostałam sama. Zostałam bez NIEJ.
A to gorszy stan, niż amputacja mojej trzeciej wątroby (tak, akurat tej, którą zamieniłam na serce)...

Tak więc przerabiam w sobie wszystkie stany samotności. Mogę recytować je już z pamięci. Nazywać i układać alfabetycznie, tudzież odcieniami.

Zajmuję się czymkolwiek. Najczęściej mnożeniem swoich gównianych talentów. Mnożeniem blizn, brudu, robaków w głowie oraz sytuacji moralnie dyskusyjnych...

Choć zapewne wystarczyłoby zafundowac sobie tydzień jazdy po bandzie i po moich własnych granicach, zamiast zadowalać się półśrodkami.
Ale nie wolno mi. Wszak zafundowałam sobie detoks od emocji....
I będę się trzymała tego postanowienia, mimo, iż nieuchronnie porowadzi mnie do nagłego przedawkowania rzeczywistości...