proszę usiąść wygodnie i wyłączyć ten kanał, radio miłość zamknięte
...I to by było na tyle opowieści o wakacyjnej ucieczce w te zupełnie rodzaje emocji (ojezuskuprzenajświętrzy, jaki ja mam problem z nazywaniem pewnych rzeczy po imieniu...)
Tak, tak – odnajduję się całkiem skutecznie (miało boleć dużo bardziej?..) .
Dziś wracam do siebie. Nic to, że tak naprawdę trochę bardziej wracam, niż do siebie, ale za to z kolejną porcją gówno wartych Planów i Postanowień. Od jutra emocjonalny detoks. Proszę przetoczyć mi 50 litrów czystej krwi. Najlepiej innej grupy. Innego koloru. Innego smaku i konsystencji. Proszę przeszczepić mi mózg. Na jakieś chromowane, nieporysowane i nieprzegrzane cudo. Czterordzeniowe. Z dodatkową pamięcią. I monitorem 25,5’’. Z silnikem prosto z tej przeklętej VT 750. Tylko, na miłość boską – bez tych pierdolonych frędzli na manetkach!!!!!!!!
Uff... Ciężkie było to powracanie do samej siebie (tym razem nie o miejscu, tym razem o tym, co siedzi mi pod skórą i krąży w żyłach). Nie wiem nawet, czy tak w 100% mi się to udało... Czy przypadkiem części siebie nie jednak zostawiłam gdzieś tam....[sic!]
Mimo to, nadal nie udało mi się złamać samej siebie. Pozostanę znowu- troszkę-bardziej- sama- niż-zwykle...
Bo to, co ty nazwiesz zagubieniem, ja nazywam wolnością. I póki mam jeszcze w sobie ten cholerny ogień, który nie pozwala ustać w jednym miejscu i trzymać się jednej myśli...
No cóż....
Połamane kości będą zrastać się równie szybko, jak złamane serca.
Post (Mortem) Scriptum.
Właśnie mi się przypomniało, jak chwilę temu, z całą lodowatą ironią, lizałam policzek tego skurwiela (Suka. Normalna Suka, no...)...
.... Jak o tym myślę, chce mi się rzygać...