THOUSANDS OF FREE BLOGGER TEMPLATES

niedziela, 20 czerwca 2010

'chciałabym, chciała...'


CHCIAŁAM.

jeszcze chwilę temu napisać o czymś zupełnie innym. O tym jaka jestem szczęśliwa i radosna. Piękna, zakochana, zdrowa, spokojna i co tam jeszcze można sobie wymyślić. O tym, jak śliczną mam sukienkę, czyste dłonie, nienaganny makijaż i zero krwi na poduszce.

gówno.

już nieważne. już nic,nic. To ja jednak zostanę sobie tu, gdzie jestem. Tu gdzie red jeans od versace miesza się z dymem papierosów, gdzie wszystko drży panterkowo - różowo - pluszową fakturą, jest zgniłe, chore i brudne. Tu mi dobrze, proszę mnie nie ruszać. Szczęśliwie mój mały bóg dał mi pamięć krótką i wybiórczą. Dał też zdolność zagłuszania myśli alkoholem oraz kilka osób, na które zawsze mogę liczyć w kwestii trzymania głowy tuż nad kantem stołu.

wracam więc do starego rytmu. Gryzę, drapię i prycham na wszystko, czego nie znam. Walczę, no... 

I dobrze, bo lubię. I nie dość, że lubię, to na dodatek jak tak patrzę na siebie - widzę że jest o co.


niedziela, 6 czerwca 2010

jestem na nie.

(...z cyklu: brałaś - nie pisz.)

...chociaż to chyba najlżejszy grzech z tych, jakie ostatnio przeciw sobie popełniam.

Straciłam trochę (hah!..) kontrolę.

Do tego stopnia, że przez moment znów zalęgły mi się w mózgu robaki... a ja z całą świadomością karmiłam je ich ukochaną zgnilizną. I choć teraz już wszystko tak pięknie błyszczy, nie wiem kiedy znów zacznę krzyczeć w nocy (...ot, wystarczy nie spać. Druga doba dobiega końca)

...Czy można wreszcie  przyzwyczaić się do wiecznego podejmowania złych decyzji? Do defektów miejsc, których nie da się zlokalizować w atlasie anatomicznym?  Przyjąć do wiadomości, że toitakniewyjdzie? Zapamiętać wreszcie raz na pierdolone zawsze: we can't fix it. it's fucked up.

........Przecież każde kalectwo jest do oswojenia. Na każdy rodzaj bólu pomaga adekwatna dawka morfiny. Na każdy lęk - tabletka w odpowiednim kolorze. Na robaki - porządna dezynsekcja...

 ...Teraz już spokojniej... Nienawidzę się do tego przyznawać, ale bardzo potrzebowałam tych kilku dni i tych kilku osób... Nie znoszę o tym mówić, ale jestem kurewsko wdzięczna. Za 72 godziny nauki oddychania. Za miejsce w którym nie musiałam obawiać się,że zostanę sama. Za powtarzanie do porzygania że nicciętuniedosięgnie jesteśbezpieczna i wśródtychktórzyciękochają.

... Jednakowoż wstyd za samą siebie pozostaje. I niesmak. I cały ten syf za paznokciami, który w pośpiechu zdrapywałam sobie z twarzy...

 I wkurwienie. Permanentne, totalne i nie do opanowania. Bo wszystko we mnie się buntuje. Dosłownie. Fizycznie. Wyniki badań: z miesiąca na miesiąc gorsze. Wyniki na uczelni: pojebałam z góry na dół. Psuje mi się głowa. Bolą mnie rzeczy w środku i na zewnątrz. Choruje we mnie niemal wszystko. Moje 60 kg toksycznego mięsa buntuje się jak tylko może. Krzyczy, że mnie nienawidzi. Ostentacyjnie daje do zrozumienia, że chce zniknąć już, zaraz, natychmiast.

....a mnie samej, nie wiedzieć czemu, tak cholernie zachciało się żyć...